To interes rodzinny prowadzony już półtorej pokolenia. Budynek jest dwupoziomowy, drewniany, podmurowany. Do wejścia prowadzą trzy stopnie, pewnie po to, by wyrzuceni pijaczkowie mieli dłuższą drogę do ziemi. Przez kilka małych okien niełatwo jest dostrzec wnętrze, dopóki nie podejdzie się blisko. W środku jest mało naturalnego światła, nawet w południe. Sztuczne zresztą też jest dozowane w niedużych ilościach. Wystarczy, by klienci nie wpadali na meble i w razie czego dało się coś przeczytać.
Sala główna nie jest zbyt ozdobna. Nie opłacałoby się, bo prędzej czy później ewentualne elementy dekoracyjne zostałyby zniszczone lub skradzione. Za barem stoi zwykle ktoś z rodziny Korlikov: Gunter lub jego córka, Helga. Niebrzydka z twarzy, ale w barach zbudowana bardziej jak facet. To jest jej bardziej potrzebne, by utrzymać tu porządek. Bardzo do niej podobna Pani Korlikov pracuje w kuchni, czy też bardziej zagania do pracy garstkę osób, która tu pracuje.
Klientela tego miejsca nie wygląda zbyt przyjaźnie, ale za odpowiednią cenę jest w stanie rozwiązać każdy problem. Zdobyć tu można rzeczy, o które gdziekolwiek indziej trudno. Nielegalny pył? Jest. Nowa broń? Jest. Informacja, w której szufladzie Generał Blackfang trzyma kluczyki do swojego auta? Jeśli masz czym zapłacić, to na bank znajdziesz tu kogoś, kto to sprawdzi. Trzeba tylko uważać, bo niektórzy dziwne rzeczy uznają za obraźliwe i gotowi są za to upuścić delikwentowi krwi. O dziwo jednak większe burdy wybuchają tu dość rzadko. Helga okazuje się skuteczniejsza w ich tłumieniu niż nieduży oddział wojska.