No i przyszedł ten jeden w roku dzień gdzie dzieciaki mogły dostać za darmo słodkości. Dla jednych był to dzień zadumy, inni wspominali bliskich którzy odeszli na zawsze. Jeszcze inni pili ku ich pamięci i dla zabawy wyciągali głupie akcje jakie te zmarłe osoby uczyniły. Niektóre były zabawne, inne ewidentnie głupie i niestosowne. Ale kto żywemu zabroni sobie wspominać prawda? Bohater tej opowieści nie miał zbyt wiele do roboty tego dnia więc jak to ubrany i uzbrojony jak zwykle szlajał się po mieście do którego niedawno dotarł i już spędził w nim pewien czas. Aktualnie znajdował się w jednym z miasteczek w królestwie Vale. Mieli parę dni wolnego w szkole. Parę dni to delikatnie powiedziane. Mieli wolny aż tydzień, a niektórzy nawet więcej aby mogli na spokojnie dotrzeć do swoich rodzin i z nimi spędzić parę dni a następnie wrócić na spokojnie do szkoły. Chodząc tak sobie usłyszał wzmiankę o pewnym starym podobno nawiedzonym domu. Na jego ustach w tym momencie zagościł wredny uśmiech który został nienaturalnie poszerzony przez lekkie blizny znajdujące się na policzkach.
-Może tak by sobie nastraszyć parę ludzi lub dzieciaków. W końcu w taki dzień budzą się demony pomyślałem i swoje kroki skierowałem w stronę nawiedzonego domu. Już z daleka dróżka prowadząca do budynku wyglądała na nieprzyjemną. Stworzona była z poukładanych okrągłych kamieni tak że w deszczowy dzień bądź zimę łatwo było się przewrócić i coś sobie zrobić. Niektóre z nich były popękane i gdzie niegdzie ich kawałki były odłupane przez co w taką pogodę i klimat jaki akurat panował wydawać się mogło iż droga do domu została wykonana z czaszek. Nie tylko zwierzęcych ale również i ludzkich w różnym wieku. Wydawało się że niektóre mogły nawet należeć do noworodków. Do tego klimatu grozy dodawały uschnięte i podgniłe drzewa. Ich kora była spękana i w niektórych miejscach znajdowały się dziuple które w mroku przypominały ludzkie twarze. Wydawało się również z powodu wiejącego wiatru który jakby wnikał przez szczeliny do drzewa że z twarzy wydobywa się jakieś buczenie jakby spowodowane bólem. Do tego drzewa były powykręcane w różne nienaturalne kształty. Ewidentnie ktoś je w taki sposób uformował specjalnie podczas gdy rosły aby miały swój specjalny i unikalny wygląd. Trzeba było przyznać że patrzenie jak gruby konar zamiast iść prosto w górę parę centymetrów nad ziemią nagle idzie prawie poziomo przy ziemi a następnie pnie się pionowo w górę tworząc w ten sposób tajemniczy łuk. Budynek sam zaś nie wyglądał aż tak źle. Zwykła zapuszczona budowla którą nikt nie zajmował się ewidentnie przez długi czas. Farba łuszczyła się i odpadała, niektóre z desek były popękane i odstawały jakby ktoś starał się wydostać ze środka na zewnątrz ale coś jednak nie pozwalało temu czemuś wydostać się ze swojej klatki. Okna powybijane przez rzuty kamieniami, podniszczony ledwo stojący komin z którego unosił się dym i od czasu do czasu odpadały poluzowane cegły. Wiejący wiatr sprawiał że drewniane i uszkodzone okiennice które ledwo się utrzymywały na swoich zamocowanych zawiasach poruszały się i przerażająco skrzypiąc uderzały o ścianę w dosyć przeraźliwy a na pewno niepokojący spokój.
-Będzie sporo roboty aby zrobić sobie przerażający żarcik powiedziałem pod nosem do siebie. Pokręciłem karkiem aż przerażająco i głośno strzeliły mi kości. Kolejne co zrobiłem to przekroczyłem próg starego domostwa. Przy otwieraniu drzwi zaskrzypiały nieprzyjemnie jakby miały zaraz wypaść z nie naoliwionych od bardzo dawna zawiasów. Ewidentnie nie było tutaj nikogo od bardzo dawna. Zatarłem ręce i zacząłem szykować solidnego psikusa dla wszystkich. Byłem pewien że po wykonaniu wszystkiego będę spał długo przez wyczerpanie swojej aury, ale czego się nie robi dla dobrego psikusa. Prawda?
Początek przygotowań był bardzo prosty. Zgarnięcie parę prześcieradeł i wsadzenie do nich poduszek aby zrobić takie pseudo duchy. Umieszczenie w nich paru karteczek z zapisanym pewnym tekstem. Od razu sprawiłem aby zawarty tam tekst na razie zniknął. Dopiero miał zacząć się tekst pojawiać jak ktoś dotknie kartki. Po zrobieniu takich "duchowych" pułapek nie pozostało nic innego jak przygotować najbardziej przerażające i makabryczne danie główne. Otworzyłem swoją księgę i zacząłem w niej pisać. Opisałem w niej bardzo dokładnie co powinno się zdarzyć krok po kroku. Słowo po słowie. Kropka po kropce, aż do finału całego zajścia. Podobnie jak to zrobiłem z kartkami narysowałem również pentagram w którego centrum znajdował się owy budynek. Pentagram zasłoniłem swoim tuszem by uwidocznił się gdy będzie odpowiedni moment. Dodatkowo umieściłem też w pewnym miejscu niewielką pułapkę aby mieć pewność że osoby które tu podejdą albo osoba potknie się inicjując wszystko. Zatarłem ręce po ukończeniu przygotowań. Teraz nie pozostało nic innego jak poczekać na spektakl.
Nie wiedziałem jak długo tu tkwiłem, ale zacząłem powoli przysypiać. Czemu? Ponieważ w gorszym budynku spędziłem większość swojego życia i czułem się tu trochę jak w domu. Jednak przyszły w końcu pierwsze ofiary czyli dzieci z rodzicami. Usłyszałem ich krzyk przerażenia na pojawiające się nagle duchy. Była to prosta pułapka jaką często się stosuje aby złapać jakieś zwierzę. Zwyczajnie naciągnięta między patykami linka a w tym wypadku cienka nitka doczepiona dalej do małego haczyka który po poruszeniu odblokowuje "ducha" i ten spada z gałęzi na niczego niespodziewających się przyszłych ofiar. Widocznie po tym uciekli, a może dopiero po tym jak po podniesieniu kartki nagle zaczęła spływać po niej krew tworząc napis "Będziecie następni". Cóż było to wykonane z mojego tuszu i tak w miarę przewidziałem po jakim czasie ludzie mogą sięgnąć po kartkę i w tym momencie uwidoczniłem napis. Widocznie wykonałem to w odpowiednim momencie skoro nic dalej się nie działo. Znowu minęło trochę czasu i tym razem kolejna grupa była bardziej odważna bo prawie dotarła pod same drzwi lecz też zwiali przed prawdziwym finałem. Kolejni dotarli prawie pod drzwi. Tym razem krzyki były jeszcze bardziej przepełnione strachem i odrobinkę szaleństwem? Możliwe w końcu nie codziennie widzi się jak nagle otwierając dynie aby wziąć słodycze widać zębiska, wyrastają z niej jakieś ręce oraz nogi i osoba sięgająca do środka zostaje pożarta aż z paszczy dyni wylewały się hektolitry krwi. Chyba dopiero z dziesiąta a może jakaś dalsza "ekipa" dotarła do samego końca. Byli nawet zachwyceni tym krwawym spektaklem. Krew spod dyni spłynęła powoli do schodów a następnie po nich na ziemię. Gdy pierwsza kropelka opadła na suchą ziemię cały dom został otoczony przez krwisty pentagram. Wydawało się jakby dom pęczniał i ktoś a raczej "coś" próbowało się z niego wydostać. Gdy ostateczna ekipa próbowała uciec "przypadkiem" jeden z nich się potknął usuwając fragment pentagramu i wszystko ucichło. Lecz nie na długo. Spokój trwał raptem parę sekund ponieważ przez rozbitą szybę wyleciałem ja i dzięki stworzeniu sztucznych skrzydeł za pomocą swojego semblancu unosiłem się w powietrzu w
przerażającej formie. Gdy tak unosiłem się w powietrzu roześmiałem się
szaleńczo W tym szaleńczym śmiechu słychać było chęć mordu. Do tego grała nieprzyjemna i przerażająca muzyka organów.
-W końcu. W końcu jestem wolny. Za to iż mnie uwolniliście zginiecie jako ostatni po czym ruszyłem na nich i tuż przed nimi rozpłynąłem się jak dym. Po parunastu minutach gdy juz się pozbierali i zwiali gdzie pieprz rośnie posprzątałem wszystko i po wyjściu z tego budynku i kierując swoje kroki w stronę szkoły obejrzałem się jeszcze raz na dom. To co zobaczyłem sprawiło że zatrzymałem się w pół kroku. Ponieważ w miejscu w którym stał budynek w jednym z okien zobaczyłem czyjąś twarz. Gdy zamrugałem oczyma w tamtym miejscu już nie było żadnego budynku...tylko stary cmentarz. W tym momencie zegar wybił godzinę dwunastą w nocy. Potrząsnąłem głową. Uznałem że to wszystko co przed chwilą widziałem było spowodowane zbyt dużym i długim używaniem aury. I w taki dziwny sposób zakończył się mój dzień a raczej noc święta duchów...lecz czy aby na pewno się zakończył? Cóż. Tego niestety nie dane będzie się wam dowiedzieć aż do następnego święta.
Jednak to nie był koniec. Co prawda dla osób którym spłatałem figla był to ewidentnie koniec. Ale dla mnie to nie był koniec. Nie byłem pewny czy to co mi się przydarzyło to była prawda czy sen. Otworzyłem w środku nocy oczy. Nie byłem pewny która jest godzina. Sam dokładnie nie wiedziałem gdzie się również znajduje. Wiedziałem tylko że miałem wrażenie iż to miejsce jest mi znajome. Jednak nie wiedziałem z jakiego powodu jest mi to znane. Znajdowałem się w jakimś budynku z kilkoma pomieszczeniami. Dowiedziałem się że było tu też parę innych osób. Czułem że ich znam ale nie wiedziałem skąd i czemu. Razem z nimi zacząłem chodzić po budynku. Szukaliśmy czegoś. To ewidentnie było czymś nie z tego świata co mieliśmy znaleźć. Powoli dotarliśmy do jednego z pomieszczeń w którym znaleźliśmy na środku stojącego naszego towarzysza. Jego oczy były odwrócone do tyłu tak że widać było jego białka. Z sufitu strumieniami opadała tęcza. Sposób jej opadania przypominał bardziej opadające z gałęzi płatki kwiatów lub liści poruszające się delikatnie na boki. Na samym suficie a dokładniej w jego środku znajdowała się jakaś tajemnicza czarna postać owinięta w czarne bandaże. Wyglądało to jakby była umieszczona w próżni. Przyglądając się dokładniej tej postaci można było dostrzec że każdy kawałek bandaża miał na sobie ludzką twarz. Nie był to zwyczajny nadruk na bandażu. Każda z tych twarzy była inna. Tak jakby to byli właśnie ludzie uwięzieni w tych bandażach. Niektóre z tych twarzy pokazywały przeogromny ból bądź strach. Bardzo trudno było to opisać. Jedno było pewne że powiedzenie iż "cierpieli" to było lekkie niedopowiedzenie. Zacząłem słyszeć w głowie jakiś dziwny głos. Zdawał mi się bardzo znajomy i przyjacielski. Rozejrzałem się do okoła i spostrzegłem że to nie mówi nikt z moich towarzyszy. Byli oni jakby sparaliżowani. Głos w mojej głowie stawał się coraz bardziej denerwujący i irytujący. W biłem sobie swój sztylet w rękę przebijając ja na wylot. Dzięki temu bólowi przestałem na pewien czas słyszeć ten głos. Postanowiłem wyrzucić wszystkich z tego pomieszczenia a następnie chwycić jakąś pochodnię znajdującą się na ścianie i podpalić całe pomieszczenie wychodząc z niego zamykając jednocześnie za sobą drzwi. Słyszałem coraz bardziej nieprzyjemny dźwięk z pokoju z którego uciekłem. Próbowałem ocucić swoich towarzyszy uderzając ich po twarzy. Niestety to nie za bardzo pomogło chociaż jeden się ocknął. W ten sposób byliśmy w stanie ich wszystkich wynieść. Nawet tego który znajdował się w środku tęczy. Dopiero gdy znaleźliśmy się na zewnątrz spostrzegłem że osoba która znajdowała się przez jakiś czas w tej tęczy całkowicie wyschła. Wszystkie włosy z jej głowy wypadły a oczy zapadły się głęboko w oczodoły. Usiadłem na ziemi i zacząłem patrzeć się przed siebie nie wiedząc co dalej zrobić. Nagle zobaczyłem jak cały dom zaczyna się trząść w posadach. Niebo spowiły czarne chmury które powoli zaczynały schodzić ku ziemi tak jakby tworzył się lej tornada. Nie wiedziałem jak długo to trwało ale nagle cały budynek jakby zaczął kurczyć się w sobie a następnie wzbił się w powietrze pozostawiając po sobie ogromny krater i zgliszcza. Gdy uniosłem głowę do góry aby spojrzeć dokąd to coś zniknęło spostrzegłem na niebie ogromną ilość oczu które mrugały i przyglądały się nam. Miałem wrażenie jakby wszystkie oczy były skierowane na mnie. Przełknąłem ślinę. Z trudem zamknąłem oczy aby przestać na to patrzeć. Wydawało mi się jakby z każda chwila patrzenia na nie czułem jakbym coraz bardziej stawał się szalony. Po tym jak otworzyłem oczy wszystko jakby zniknęło i nic nigdy się takiego nie wydarzyło. Gdy próbowałem się podnieść spostrzegłem że na ziemi jakby ode mnie kroki tworzyły szkielet. Wyglądało to w taki sposób jakbym to ja pozostawił te ślady. Tylko w jaki sposób skoro patrząc w dół widziałem swoje nogi. Takie normalne. Ze ścięgnami, mięśniami, skorą i innymi normalnymi anatomicznymi częściami. Gdy odwracałem się by odejść poczułem jakby coś przerażająco ostrymi zębami wgryzło się w moją głowę i ją rozszarpało.
W tym właśnie momencie podniosłem się z łóżka. Siedziałem na łóżku patrząc się na swoje drżące ręce. Byłem cały zlany potem. Ale jakim cudem skoro był to tylko sen? Powoli opuściłem nogi z łóżka na podłogę. Miałem wrażenie jakby to co się wydarzyło nie było tylko snem. Powoli wstałem i skierowałem się do łazienki aby zmyć siebie pot i zdarzenia z tej nocy. Gdy wyszedłem po prysznicu z łazienki, wytarty i ubrany w swoje zwykłe ubrania spostrzegłem w koszu że znajdowały się tam zakrwawione bandaże. Spojrzałem na swoją lewą dłoń i nie dostrzegłem na niej żadnej rany. Miałem dziwne uczucie jakbym miał ta rękę uszkodzoną ale tak dawno temu że trudno było sobie o tym przypomnieć. Coś w stylu starej nogi u staruszka który na zmianę pogody zaczyna go boleć. To było podobne uczucie. Potrząsnąłem głową, zarzuciłem na ramię futerał ze skrzypcami i wyszedłem z pokoju zamykając go na klucz. Miałem wrażenie jakby ktoś cały czas mnie obserwował z góry.